The Daily Telegraph, Danny Penman / 01.04.2008
Jej zwolennicy nie mają złudzeń: astrologia działa
W połączeniu z innymi metodami zwiększa jakoby nasze przekonanie co do określonego rozwoju sytuacji, a im więcej takiego przekonania, tym większe ryzyko można podjąć, na przykład na rynku finansowym.
Christeen Skinner patrzy na ekran swego komputera i bierze kolejny łyk kawy. Jest wpół do ósmej rano, a ona przygotowuje się do bardzo ważnego spotkania z dyrektorem sieci sklepów odzieżowych High and Mighty. Oprócz czarnego kota drzemiącego na jej kolanach, jedyną wskazówką, że Skinner zajmuje się astrologią, jest książka z efemerydami – tablicami pozycji ciał niebieskich – otwarta na stronie zatytułowanej „Merkury, 25 marca”.
– Obecny kryzys finansowy sprawia, że mam więcej roboty niż kiedykolwiek – mówi Skinner. – Ludzie z City chcą wiedzieć, co się niebawem wydarzy, a ja mogę im w tym pomóc.
Skinner należy do coraz liczniejszej, choć działającej bez rozgłosu, grupy astrologów pracujących dla konserwatywnych, jak mogłoby się wydawać, brytyjskich instytucji takich jak banki, fundusze inwestycyjne i firmy handlowe. Pragnąc unikać katastrof finansowych i dostrzegać trendy konsumenckie, zanim one się rozpoczną, instytucje te zwracają się do planet, by poznać przyszłość.
– Większość uczonych akademickich odrzuca astrologię, uważając ją za stek bzdur – mówi Skinner. – Ale rzecz w tym, że ona się sprawdza. Nikt nie jest pewien, dlaczego tak się dzieje, ale tak jest. Większość moich klientów to ludzie biznesu, którzy bardzo trzeźwo patrzą na świat. Gdyby astrologia im nie pomagała, nie korzystaliby z niej.
Jedną z klientek Skinner jest Judith Levy, szefowa sieci High and Mighty. – Jestem pragmatyczna – mówi Levy. – Wydaję na astrologa tylko wtedy, gdy mam podjąć bardzo ważną decyzję – taką, która kosztowałaby mnie wiele pieniędzy, gdyby okazała się błędna. Kiedy wypuszczaliśmy kilka lat temu na rynek naszą markę Kayak, skorzystaliśmy z astrologii, by wybrać datę tego wydarzenia. Od tamtego czasu Kayak rośnie w siłę i jest jedną z naszych najlepiej sprzedających się marek.
Skinner praktykuje astrologię heliocentryczną i uważa, że wpływ na nas mają planety, a nie gwiazdy: każda z planet podążająca swą drogą wokół Słońca ma nieco inny wpływ na nasze zachowania. Merkury na przykład oddziałuje na ogół pozytywnie, z wyjątkiem okresów, gdy porusza się „wstecz”. Dzieje się tak, gdy na pozór zmienia kierunek i krąży w odwrotną stronę. Wówczas, a jest tak mniej więcej trzy razy w roku, powstają zaburzenia komunikacji i planowane podróże mogą się nie udać. To taki wywrotowiec na niebie.
Potencjał Merkurego do wywoływania zamętu skłonił wielu przywódców politycznych i wojskowych do planowania swego życia i kampanii tak, by unikać jego wpływu. Ronald Reagan i Borys Jelcyn podróżowali i odbywali konferencje prasowe tylko wówczas, gdy sprzyjały temu planety, a w szczególności Merkury. Hitler, namiętnie korzystający z porad astrologów, nie uwzględnił jednak tego wpływu. Rozpoczął bitwę o Wielką Brytanię i zaplanował inwazję – Operacja „Lew morski” – dokładnie wtedy, gdy Merkury zmieniał swój bieg. Błędy te bardzo poważnie utrudniły jego zamiar panowania nad światem.
Wprawdzie wiele osób uważa astrologię za brednie, ale dr Percy Seymour, astrofizyk z Plymouth University, ma własną teorię na temat tego, jak ta niby nauka może się sprawdzać. Sądzi on, że pola magnetyczne o niskiej częstotliwości działające na Słońcu wchodzą w interakcje z polami magnetycznymi Ziemi, które z kolei mają wpływ na funkcjonowanie ludzkiego mózgu. – Pole magnetyczne Słońca może zmieniać się pod wpływem ruchu i położenia planet – mówi Seymour. – Ale mimo wszystko nie wierzę, by kosmos miał nad nami władzę, choć może na nas oddziaływać.
To zgrabna teoria, ale czy wiarygodna? Jim Porter (to nie są prawdziwe personalia), główny analityk techniczny w jednym z największych banków brytyjskich, uważa, że tak. Posługuje się on astrologią heliocentryczną w celu przewidywania ruchów na międzynarodowych rynkach finansowych i zleca transakcje towarami, akcjami i walutami o wartości milionów funtów. Jego decyzje mogą mieć wpływ na wartość naszych emerytur i domów, a może i na to, jak długo utrzymamy się w obecnej pracy.
Kiedy rozmawiałem z nim w zeszłym roku, powiedział mi, że pozycja planet wskazuje na 3,2-procentowy spadek na rynkach amerykańskich. W następnym tygodniu spadły one o 3,5 procent.
– Moje podejście jest takie: jeśli można to poddać testowi w praktyce i sprawdzian wypada pomyślnie, to mam jeszcze jedno narzędzie, które można wykorzystać do prognozowania zachowań rynków – powiedział, gdy ponownie rozmawialiśmy przed kilkoma dniami. – Ja sprawdziłem i okazało się, że astrologia działa. W połączeniu z innymi metodami zwiększa nasze przekonanie co do określonego rozwoju sytuacji, a im więcej takiego przekonania, tym większe ryzyko można podjąć.
Porter sporządził niedawno raport dla dużego banku centralnego, kreśląc prawdopodobne trendy gospodarcze na najbliższych kilka lat. – W tym momencie Mars w Raku znajduje się w opozycji do Plutona w Koziorożcu. Wskazuje to na polaryzację przeciwstawnych nastrojów. Inaczej mówiąc, zamęt. Ten cykl kończy się około 6 kwietnia. Minister finansów będzie zachwycony. – Górę wezmą wtedy dobre nastroje, które załamią się na początku sierpnia. Ta faza potrwa cztery do pięciu tygodni. Kolejny wstrząs wystąpi w październiku – twierdzi Porter.
– W 2012 roku będziemy mieli tak zwaną precesję równonocy, co jest najważniejszym wydarzeniem od 26 tysięcy lat. Wskazuje to, że nastąpi coś o mega skali. Będzie to wielka zmiana w psychice spowodowana jakąś ogromną katastrofą naturalną lub masową przemianą postaw duchowych. Mamy przed sobą cztery ciekawe lata.
Można by powiedzieć, że czekają nas interesujące miesiące, a co dopiero mówić o latach. Może gdyby więcej ekspertów finansowych radziło się planet, nie mielibyśmy światowej recesji. Ale nie bardzo w to wierzę.